niedziela, 13 maja 2012

Zachwyty i koszmary fotografów ślubnych

Oglądanie idealnych, super-naturalnych i perfekcyjnie doświetlonych zdjęć innych fotografów może doprowadzić do ciężkiej depresji, telefonu do przyjaciela lub konieczności pochłonięcia kilogramowego pudełka sorbetu malinowego. Niemniej jednak jest to bardzo ważna część p r a c y fotografa, aby oglądać dobre zdjęcia, analizować je i starać się znaleźć z nich pouczającą lekcję lub chociażby inspirację.

Już od czasów średniowiecza mistrzowie malarstwa, zanim osiedli na laurach i malowali nieadekwatnie do rzeczywistości pięknych najmożniejszych, tułali się kilka lat po krajach ościennych lub dalszych oglądając dzieła mistrzów. Przenosili w ten sposób najlepsze rozwiązania na swój lokalny grunt. Była to obowiązkowa wędrówka każdego ucznia, który miał stać się mistrzem.

Oecnie nie musimy pakować chlebaka i wyruszać w trzyletnią wędrówkę do Rzymu - wystarczy szerokopasmowy Internet i kolorowy ekran komputera:

(autor zdjęcia: Scobey Photography, zdjęcie pochodzi ze strony: http://www.stylemepretty.com/gallery/picture/79210)







(autor zdjęcia: Ben Adams, zdjęcie pochodzi ze strony: http://benadamsweddings.com/)


Po przejrzeniu kilku stron prac konkurencji zaczynamy planować pikietę pod siedzibą Canona lub strajk głodowy aby zmusić bank do kolejnej pożyczki. Niepotrzebnie. Być może nie jest to najprzyjemniejsza część poszukiwań fotografa, ale niezastąpiona w rozwoju własnego patrzenia.

Niezależnie od stopnia intensywności choroby "Dlaczego-Ja-Nie-Robię-Takich-Zdjęć", jeśli żadne tłumaczenie o artystach oglądających dzieła innych mistrzów w celach edukacyjno-inspiracyjnych nie działa a w oczach zbierają się tylko łzy rozpaczy - mam dobrą wiadomość - jest na to lekarstwo.

(fanfary)





(zdjęcie jest własnością: www.awkwardfamilyphotos.com)


(zdjęcie jest własnością: www.awkwardfamilyphotos.com)


(zdjęcie jest własnością: www.awkwardfamilyphotos.com)


(zdjęcie jest własnością: www.awkwardfamilyphotos.com)


15 minut dziennie spędzonych na tej stronie i świat robi się piękniejszy, nasze zdjęcia zaczynają się nam wydawać "nie takie złe" i przynajmniej odkładamy myśli o obciążeniu swojej szyi najcięższym aparatem jaki mamy i rzucenie się w toń Wisły, Warty lub pobliskiego kanału melioracyjnego.

Po przejściu przez kilka stron, początkowym półuśmiechu z niedowierzaniem i na końcu szerokim szczerym grymasie prawdziwego szczęścia, można wreszcie stwierdzić, że na świecie robi się tyle samo zachwycających zdjęć co zupełnie koszmarnych. Po takiej krótkiej acz intensywnej terapii stwierdzamy wreszcie, że plasujemy się w bezpiecznym środku stawki i możemy wrócić do powolnych prób posuwania się na przód peletonu....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz